Na początku lipca Grzegorz Szklarek z agencji PR-owej Cantara Music poprosił mnie o napisanie kilku słów na temat utworów, które nagałem na płycie „Rzeczy osobiste”. Mój komentarz do tych nagrań jest o tyle szczególny, że nie przepadam za opisywaniem nagrywanej przeze mnie muzyki. Nigdy nie umieszczam żadnych tekstów na okładkach płyt, a szczególnie takich, ktore mają sugerować słuchaczowi co ma sobie w danym momencie wyobrażać. Tak było w przypadku „Internal Melody”, tak też jest w przypadku „Rzeczy osobistych”. Oczywiście to nie jest tak, że nie mam nic do powiedzenia na temat nagrywanej przeze mnie muzyki – wręcz przeciwnie. Zawsze długo się zastanawiam nad tytułami, konstrukcją utworów, znaczeniem tego co gram. Powiem więcej – lubię o sobie myśleć, że jestem osobą, która analizując utwory muzyczne dostrzega więcej, niż inni. Naturalnie zdaję sobię sprawę, że jest to iluzja, którą zapewne każdy z nas przeżywa słuchając muzyki, ale sprawia mi frajdę dostrzeganie „smaczków” serwowanych przez twórcę. A to jeden dodany takt do formy, a to fajne przejście basu, lub dobry groove w bębnach… każdy z nas zwraca uwagę na co innego, a mnie dostrzeganie takich rzeczy zwyczajnie cieszy! Nie potrzebuję do tej zabawy instrukcji obsługi.
Ale okazuje się, że są sytuacje, w których bez „słowa wstępnego” nie da się w pełni odebrać „dzieła”. Trafiła mi ostatnio w ręce płyta „Sokratesa 18” Artura Andrusa, na której mieliśmy przyjemność nagrać z Atomem kilka kwartetowych fraz. Bardzo lubię Jego twórczość, brakuje takich rzeczy ostatnio. No i słucham, słucham – fajne, fajne… Miła, zawodowo skomponowana i wyprodukowana muzyka, fajne teksty, generalnie wszystko się zgadza. Byłem przekonany, że wszystko łapię w lot jak należy, aż któregoś dnia w moim samochodzie na fotelu pasażera zasiadła Kinga Janowska z agencji 13 Kotów, managerka Doroty Miśkiewicz. No i co się okazało… Że słuchanie tekstów Andrusa po prostu wymaga znajości kontekstu. Kinga mi opowiedziała, jak to Artur na koncertach opowiada różne historie, np. taką że w Polsce jeśli do urzędu nie wpłynie akt zgonu danej osoby, to powszechnie uznaje się ją za żywą, pomimo że dana osoba urodziła się np. w 1875 roku… że można napotkać w gablotach sądowych apele o to, aby dana osoba stawiła się na rozprawę, na której procedowane będzie co począć np. z majątkiem ziemskim danej osoby. Krótko mówiąc słuchanie piosenki „Ciocia w gablocie” nabiera zupełnie innego sesnu…
No ale do rzeczy. Jeśli jesteście ciekawi co miałem do powiedzenia, a raczej do napisania na temat poszczególnych utworów z płyty, to zapraszam na stronę FYH!
Krzysiek